Strach na Powązkach

Chodźmy, pokażę ci mój grób – zaproponował z właściwym sobie poczuciem humoru mój przyszły mąż i zaprowadził mnie do rodzinnego grobowca na Starych Powązkach. To był piękny, sierpniowy wieczór i bardzo miły spacer. Ale kiedy niespiesznie wracając – natknęliśmy się na trzecią z kolei zamkniętą bramę – dotarło do nas – że naprawdę nam się to przytrafiło! Zostaliśmy zamknięci na noc na cmentarzu. Nie było wyjścia – wdrapaliśmy się na wysoki mur po jakiejś monumentalnej figurze Chrystusa z krzyżem na plecach. Ale ja bałam się zeskoczyć. Siedziałam więc ze spuszczonymi nogami na murze cmentarnym i czekałam na pomoc… Tymczasem zapadł zmierzch a ja miałam białe tenisówki, białe, płócienne spodnie, białą koszulę oraz długie, jasne, rozpuszczone włosy. Zorientowałam się, że niektórzy kierowcy dosyć gwałtownie reagują na mój widok. Na szczęście pojawiła się pomoc w postaci (mocno rozbawionego) pana z drabiną z pobliskiego zakładu nagrobkowego i nie doszło do żadnego poważnego wypadku drogowego. Nazajutrz opis tej historii pojawił się w lokalnym wydaniu Gazety Wyborczej a napis na bramach wejściowych Powązek został zmieniony. Zamiast: zamykamy po zmierzchu, podana została dokładna godzina zamknięcia cmentarza. Do dzisiaj za każdym razem jak jestem na Powązkach – uśmiecham się do tej historii😊