
Kot na zdrowie
Koty przy moim dworku i stajni kręcą się przez cały rok. Latem i wiosną zajęte są swoimi sprawami, jesienią i zimą czekają skulone cierpliwie, całymi godzinami, na odrobinę strawy. Ponieważ ją dostają, to przyprowadzają też krewnych i znajomych – tak, że w porywach dokarmiam w zimne miesiące jakieś kilkanaście do dwudziestu kotów dziennie (nie muszę za to dokarmiać w moim starym domu ani jednej myszy :))
Nie wszystkie z tych na wpół dzikich kotów przeżywają zimę. Kiedy widzę, że zaczynają chorować – dodaję im do karmy antybiotyk. Jednak najsłabsze osobniki padają i jest to naturalna selekcja, nic więcej (poza kastrowaniem) nie mogę zrobić. NIGDY nie wyrzucam jedzenia – wszystkie (nie zepsute) odpady organiczne są segregowane i znikają w oka mgnieniu w ramach naturalnego łańcucha pokarmowego. Cieszy mnie postawa moich wiejskich sąsiadów, zwłaszcza tych młodych – niektórzy nauczyli się segregować i przynoszą (chce im się) obierki dla kóz, resztki jedzenia dla kotów i psów, suchy chleb dla koni itd. Przychodzą też całe rodziny podglądać wiosną małe, brykające kózki, karmić konie marchwią, pokazują dzieciom codzienne życie zwierząt koegzystujących na mojej wiejskiej farmie. Czasem ludzie pytają ze zdziwieniem (nie zawsze aprobującym) – po co tyle energii i kosztów na zwierzęta? Odpowiadam wówczas – a może weźmie Pan/Pani chociaż jednego z tych bezdomnych kotów? Grzecznie odmawiają. Może faktycznie warto byłoby kupić w końcu nowy samochód… Ale to moje życie i moje pieniądze – więc trzymam całą te menażerię: cztery psy ze schroniska, trzy konie – w tym dwudziestodwuletni Tarzan (ze zwichrowaną psychiką) na emeryturze, stadko kóz (naturalne kosiarki) w tym wykastrowany koziołek – rezydent.
Prowadzone od lat siedemdziesiątych XX wieku badania dowodzą, że nawet krótkie obcowanie ze zwierzętami ma pozytywny wpływ na zdrowie i psychikę człowieka. U badanych osób stwierdzono spadek ogólnego napięcia i przejście w stan odprężenia. Znane są również przypadki, w ramach których kot sam odnajduje źródło bólu w organizmie człowieka i z własnej woli układa się tam, robiąc z siebie rodzaj “żywego ciepłego okładu”. W pewien sposób „wyczuwa” chorobę, a wytwarzane przez niego drgania wspomagają regenerację. Naukowcy zbadali, że stałe wibracje o częstotliwości 25-125 Hz wspomagają regenerację kości, ścięgien, wiązadeł oraz mięśni i przynoszą ulgę w bólu. Takie właśnie drgania wytwarza kot, który leży nam na kolanach i mruczy.
Badacze stwierdzili również, że stymulacja wibracjami z przedziału 50-150 Hz działa przeciwbólowo. Takie delikatne wibracje stosowane są dziś podczas masaży (np. misami) oraz w medycynie sportowej dla wzmocnienia mięśni i zapobieganiu skurczom. Niskie częstotliwości wpływają leczniczo na ścięgna i poprawiają ruchliwość stawów. Niesamowity jest fakt, że częstotliwości kociego mruczenia odpowiadają dokładnie tym, które wspomagają regenerację układu ruchu i układu oddechowego. Najszybsza regeneracja kości zachodzi przy 25 i 50 Hz – a to maksimum natężenia mruczenia niemal wszystkich gatunków kotów. Kolejne wartości maksymalnego natężenia przypadają na 100 i 120 Hz, a te wpływają pozytywnie na leczenie choroby płuc i regenerację wiązadeł. Głaskanie kota może być doskonałym ćwiczeniem ruchowym dla osób cierpiących z powodu zmian reumatycznych w dłoniach. Ale także pomaga przy leczeniu niedowładów, jest wykorzystywane podczas rehabilitacji po zabiegach operacyjnych itd.
Jeszcze ze dwadzieścia lat temu na moim warszawskim osiedlu żyły podwórkowe koty – zimą wślizgiwały się do piwnicy, na śmietniku znajdowały trochę jedzenia, które nie było wówczas wyrzucane w szczelnie zawiązanych plastikowych workach. Tak – znam te argumenty przeciwników, tylko chyba wylano dziecko z kąpielą. Teraz nie ma już podwórkowych kotów w dużych miastach – jest za to ogromna plaga szczurów, z którymi żadne chemiczne trutki sobie nie radzą.